Miałem właśnie ciekawą przygodę. Moja sera 500, zwana także od wczoraj "zalewajką", postanowiła popuścić. Wymieniłem sobie wężyki z jakichś tymczasowych mięciutkich i lichych (akurat takie były) na ekstra sztywne i pękające. W sumie to taka jej drobna złośliwość, bo od samego początku zastanawiałem się, kiedy to się stanie i w sumie z tego powodu wężyk na niby mocniejszy zmieniałem. Pękł, bo przy naciąganiu zbyt mocno go było trzeba rozciągać. Nowy po kilku godzinach też zaczął siąpić...
Było, minęło, kupiłem nowe wężyki, przy okazji miałem pretekst do zajrzenia na nową miejscówę RA (w końcu sklep z wężykami do
CO2 obok domu), więc bez tragedii. Oprócz może sprzątania.
Tym razem nie skończyło się źle, bo byłem w domu. Gorzej, jak sytuacja się powtórzy, gdy mnie nie będzie. Znowu reaktor (swoją drogą, osoba, która wymyśliła zrobienie takiego badziewia bez wbudowanych zaworków zwrotnych powinna zostać poddana publicznej, bardzo bolesnej egzekucji, kupując myślałem, że będzie, profilaktycznie oprócz skręconego z reduktorem dodałem jeszcze jeden przy samym reaktorze), albo tym razem uszczelka filtra, czy co los da. Stąd pytanie.
Kombinował ktoś z ustawieniem wlotu filtra wyżej lub wręcz całkiem wysoko? Tak, żeby jak najwięcej wody złapała miska, w której mam filtr (zawsze lepsze kilka litrów na podłodze niż 70 czy 200), no a przede wszystkim -- żeby w zbiorniku zostało wody jak najwięcej (najbardziej tej fauny byłoby szkoda). Tak to w sumie w sumpie działa (wysokość grzebienia nie pozwala wylać się większej ilości wody, niż mieści zbiornik pomocniczy). Na wylocie zmontowałbym, oczywiście, jakiś badziew przeciwzwrotny.
Jak nie filtr, to może jednak wklejenie przegrody będzie rozwiązaniem, ale w 70-ce to strasznie dużo miejsca zeżre...