Dzięki Piotrze, uśmiałem się zdrowo i ulżyło mi trochę, bo większość wypadków przeżyłem na własnej skórze
I tak: przelałem zbiornik przy podmiance, wypłynął mi źle obciążony korzeń przy zalewaniu baniaka (wówczas o kropelce nikt jeszcze nie miał pojęcia),opuściłem kamień nad pustym dnem, porozbijałem szklane rurki i dyfuzory, nieraz kalecząc przy tym dłonie do krwi, źle uruchamiałem system
CO2, zaliczając przy tym wystrzały gazu, tak że rybcie robiły bokami. Całe szczęście, że nie ćwiczyłem ze sztangą obok swoich szkiełek